Dlaczego dieta nie działa?
Zapewne większość z was, przy swoich próbach odchudzania nie raz zadawała sobie to pytanie: dlaczego dieta nie działa? Wyrzuciłaś z diety już słodycze, kolorowe i słodkie napoje, przestałaś słodzić herbatę i dalej nic. Waga ani drgnie, mimo że stosujesz się do tych zaleceń już 2 miesiące.
Po pierwsze zacznijmy od tego co sprawia, że następuje redukcja tkanki tłuszczowej? A otrzymamy odpowiedź: dlaczego dieta nie działa.
Odpowiedź jest prosta i krótka. Jest to ujemny deficyt kaloryczny. Dawno, dawno temu jak jeszcze nie mieliśmy tak powszechnego dostępu do kalkulatorów i aplikacji dietetycznych zalecenia na temat odchudzania były dość podobne. Zazwyczaj padały zalecenia: przestań jeść słodycze, nie słódź napojów, nie jedz tłustego mięsa, nie smaruj chleba. W bardziej restrykcyjnych wariantach pojawiało się jeszcze: nie jedz chleba, nie jedz kasz, ryżów i makaronów. Co te zalecenia mają wspólnego? Tylko jedno, ich celem było wytworzenie ujemnego bilansu kalorycznego. Po prostu, gdy nie mogliśmy policzyć ilości spożytych kalorii należało wykluczyć wszystko, co jemy często a jest przy tym gęste energetycznie.
Gęstość energetyczna
Gęstość energetyczna to ilość kalorii na gram (zazwyczaj podaje się na opakowaniu kcal/100 g) produktu. Produkty spożywcze mogą mieć od 0 kcal w 100 g do 900 kcal w 100 g.
Przykładowo:
- woda nie ma kalorii, więc nikt nie każe jej ograniczać
- kapusta kiszona ma 19 kcal w 100g, więc też zwykle warzyw nikt nie zalecał ograniczać
- z kolei już masło ma w 100g aż 750 kcal. Oczywiście nikt nie zje od razu połowy kostki masła, ale wystarczy, że cienko posmarujesz 2 kromki chleba i już spożyjesz ok. 10g co da 75 kcal. Jedząc taką kanapkę na śniadanie i kolację to 150 kcal, bez których spokojnie da się obejść.
- natomiast makaron w porcji 100g ma 350 kcal, co prawda mniej niż masło, ale jednak bez problemu idzie zjeść taką ilość na jeden posiłek
- na koniec słodycze np. Kinder Bueno prawie 290 kcal
- słodzone napoje np. litr coli czyli 420 kcal
Stąd właśnie wzięły się zalecenia, które mamy w głowie do dziś by eliminować np. słodycze, colę czy masło, a nie warzywa, by schudnąć.
Więc wyeliminowałaś te produkty, jesz teraz zdrowe owsianki, ryby, sałatki, a efektów brak. I gdzie leży problem? Często spotykam się z tym, że nikt nie liczy kaloryczności produktów czy potraw, które powszechnie uznawane są za zdrowe. A potem trafiają się wśród pacjentek owsianki o wartości 700 kcal, obiad złożony z sałatki i łososia po 700 kcal. I to nie są przykłady, gdzie porcje były ogromne. To były normalne, przeciętne porcje jakie jadają kobiety.
Przykłady posiłków, które są na tyle kaloryczne, że dieta nie działa.
Owsianka (szklanka mleka, 4 łyżki płatków, banan, łyżka masła orzechowego, garść rodzynek)
Mix sałat z sosem winegret i 200g pieczonego łososia.
Dużo? Raczej przeciętna ilość.
Natomiast trzeba pamiętać, że są to produkty, które także są gęste energetycznie np. łosoś, sosy na oliwie, masło orzechowe, suszone owoce. Więc mimo, że wyeliminowało się najbardziej powszechne bomby kaloryczne to bilans energetyczny może dalej wychodzić na + albo przynajmniej na 0. Wtedy efektu nie będzie. To jest właśnie najczęstszy powód braku efektów. Nie wiemy ile do końca spożywamy kalorii, oczekując, że wyeliminowanie niektórych produktów wystarczy.
Drugim powodem, że dieta nie działa jest niewłaściwe stosowanie się do diety wyliczonej przez dietetyka.
Mowa tu o nieważeniu, nie przestrzeganiu dokładnych porcji produktów. Wystarczy, że:
- do śniadania nie zważysz łyżeczki masła orzechowego w owsiance i wpadnie ok 100 kcal więcej, bo wzięłaś czubatą łyżkę
- zamiast 200g truskawek wybierzesz winogrono = 100 kcal więcej
- na podwieczorek wypijesz kawę z mlekiem i tylko łyżeczką cukru = 100 kcal więcej
- na kolację do sałatki dodasz tylko łyżeczkę majonezu, żeby była smaczniejsza i kolejne 100 kcal
Niby niewiele zmian, ale z powodu tych kilku modyfikacji w ciągu dnia wpadnie o 400 kcal więcej niż było wyliczone (przeciętny deficyt kaloryczny). To często sprawia, że zamiast w deficycie jesteś na zerze kalorycznym czyli jesz dokładnie tyle ile potrzebujesz, aby utrzymać obecną masę ciała.
Trzeci powód – trzymanie diety w określonym czasie, a nadrabianie kalorii w pozostały
Opcja pierwsza. Cały dzień trzymasz się diety, ale wieczorem podjadasz.
Albo opcja druga: trzymasz dietę od poniedziałku do piątku po 1500 kcal. W sobotę i niedzielę odpuszczasz i wpadło po 2700, bo wpadło wino wieczorami (400 kcal), coś słodkiego (300+) do tego, burger (1000 kcal) na obiad. Średnia tygodniowa: 1850 czyli deficytu nie ma.
Czwarty powód – Zaczęłaś ćwiczyć
Nie, nie! To nie ćwiczenia sprawiają, że nie chudniesz. Po prostu większość osób przecenia ilość spalonych kalorii i nadrabia to z nawiązką w późniejszym posiłku. Takie zachowanie jest potwierdzone licznymi badaniami, gdzie ćwiczący mieli oszacować ilość spalonych kalorii oraz kaloryczność posiłków, które jedzą by uzupełnić straty.
Druga rzecz, że nie każda aktywność wymaga od razu posiłku potreningowego i uzupełnienia zapasów. Aktywność fizyczna jest zjawiskiem fizjologicznym, a to że przebyliśmy 5km podczas marszu czy poskakaliśmy na dywanie z YouTube nie oznacza, że od razu potrzebny jest nam posiłek potreningowy. Ścisłe żywienie po treningu i uzupełnianie strat ma sens, kiedy aktywność rzeczywiście była większa niż przeciętna.
Piąty powód – Choroby nie pozwalają mi schudnąć
I dopiero, jeśli wyeliminujesz wszystkie poprzednie punkty, należy zabrać się za szukanie zaburzeń hormonalnych lub innych problemów zdrowotnych.
Owszem, jeżeli masz np. niezdiagnozowaną niedoczynność tarczycy twoje zapotrzebowanie jest o wiele mniejsze niż wg wszystkich wzorów, które wyliczają kaloryczność. Stąd trzeba wyregulować hormony by uzyskać oczekiwane rezultaty w odchudzaniu.
Inne zaburzenia, które mogą utrudniać: nadmiar prolaktyny, testosteronu, insulinooporność.
Podsumowując, powodów jest wiele. Najpierw zacznij od eliminacji najprostszych przyczyn.
Po więcej ciekawych artykułów zapraszamy na naszego bloga
mgr Kamila Dyndor
FIZJODIET MEDICAL SPA & Masaż Katowice